Przeżywam ostatnio okres wzmożonej fascynacji Intagramem.
Różny stosunek do portali społecznościowych przejawiałam przez te wszystkie lata mojej internetowej działalności. Nieudolnie flirtowałam ze Snapchat’em, niezmiennie nienawidziłam Facebooka, no i stale wzdychałam do wszystkich tych cudnych i wymuskanych profili na Instagramie, powtarzając sobie w głowie, że sama też bym tak chciała i kiedyś – KIEDYŚ, napewno – chwycę za aparat i będę cykać zdjęcia tak samo piękne, jak te, które teraz tylko oglądam.
No a how about TERAZ?
I nagle doznałam swego rodzaju iluminacji. No bo co dzieli mnie od obecnego, niezbyt satysfakcjonującego stanu, a konta-perełki, które po nocach mi się śni? Odpowiedź brzmi: ja, moje lenistwo i wieczne odkładanie wszystkiego na później (a właściwie: na nigdy). Więc wzięłam ten nieszczęsny, zakurzony aparat do ręki i udałam się w podróż do krainy zdjęć typu “flatlay”, opatrzonych hashtagiem #lovelysquares, którą to można by podpiąć pod frazę “from zero, to – być może w dość odległej przyszłości – hero”. I od konta najprzeciętniejszego z przeciętnych, przeszłam do tego:
A co z tą całą prywatnością?
Pamiętacie, jak jakiś czas temu gadaliśmy na blogu o prywatności w sieci?
Tu możecie przeczytać ten post: Cienka granica internetowej PRYWATNOŚCI.
Przyznałam w nim, że uważam obnoszenie się ze swoim prywatnym życiem po sieci za nieco niepokojące. A dokładniej: uważam obnoszenie się z MOIM prywatnym życiem po sieci za CHOLERNIE niepokojące. Niby wiem, że taka specyfika tej blogerskiej roboty, ale nadal – nie miałam ochoty przehandlowywać prywatności za kilka chwil internetowego poklasku.
Długo próbowałam złapać równowagę pomiędzy bezpiecznym bywaniem w Internecie, a zbytnim nie odsłanianiem własnego miękkiego podbrzusza, bo mnie i tak momentami zbyt ciężko jest z tym, że pisząc, uprawiam swego rodzaju mentalny ekshibicjonizm. W pewnym momencie zorientowałam się, że ta cała zabawa w Instagram, którą odkryłam – te wymuskane, wykreowane zdjęcia, te estetyczne układanki z codziennych przedmiotów – to mi gwarantuje bezpieczeństwo, chroni poniekąd moją prywatność.
Mogę siebie i swoją codzienną rzeczywistość za tymi zdjęciami chować. Kreuję sobie dowolnie to moje internetowe poletko, mam nad nim pełną kontrolę, a w ślad za tą kontrolą idzie optymalny poziom higieny psychicznej i spokoju. I bez wątpienia był to jeden z powodów, dla których aż tak bardzo w to wsiąknęłam.
Do brzegu, Górecka, do brzegu!
Wiecie, po co w ogóle poruszam tu dziś na blogu temat Instagrama? Bo chciałam pokazać Wam kilka turbo kreatywnych, estetycznych i pomysłowych kont, które uważam, że warto obserwować, bo generalnie petardy i fajerwerki tam odchodzą. Kont, przez które moje uzależnienie od tej aplikacji jeszcze eskalowało. Kont, których oglądanie sprawia mi codziennie niesamowitą frajdę. Ale ja, to ja – musiałam najpierw popełnić szereg przydługich refleksji. Teraz już – do brzegu.
To mnie w Instagramie totalnie jara – kreatywność. Ta własna, do której mnie ta aplikacja ostatnio prowokuje; i ta cudza, którą podziwiam z ciągle rosnącym zachwytem.
Wiem, że są osoby, które plują jadem w stronę Instagrama, zarzucając mu, że nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem, jest kreacją w najczystszej postaci. OK, rozumiem. Ale ja nadal lubię ładne zdjęcia. Ładne, pomysłowe, kreatywne – dla nich tę aplikację w ogóle odpalam. To sprawia mi przyjemność, to mnie inspiruje do własnych zabaw z aparatem. Zawsze byłam zdania, że podglądanie lepszych od siebie to jedna z lepszych form nauki.
Konta, które chcę Wam dzisiaj pokazać są różne – będą kwiaty, będą rośliny, pojawi się jedna joginka i cały ogrom książek, będzie wyobraźnia, będą szalone pomysły. Mam nadzieję, że te zdjęcia urzekną Was tak samo, jak mnie.
Na początek trzy konta o niesamowitej i spójnej estetyce:
- oliwiapakosz – blogerka z Warszawy, uwielbiam za te wszystkie beżowe kadry.
- namastehannah – joginka z Berlina, która robi niezwykle eteryczne, artystyczne i subtelne zdjęcia.
- sergeysuxov – bloger podróżniczy z Moskwy.
Teraz kilka kont wyjątkowo pomysłowych:
- the_life_of_aivax – zdjęcia, które mogłyby być ilustracjami mojego wymarzonego dzieciństwa.
- pluswonderland – mama, która pogrywa z kwiatkami jak nikt inny.
- kutovakika – urocze zdjęcia kobiety o wyjątkowej wyobraźni.
- leointhegarden – pozazdrościć kreatywności.
- james_trevino – mój absolutny ULUBIENIEC, to co ten człowiek robi z książek jest po prostu niesamowite.
Konta po prostu fajne:
- ballerinaproject_ – konto urocze, pokazujące baletnice w miejskiej scenerii.
- boyswithplants – lubicie roślinki? Jeśli tak, to z pewnością spodobają się Wam zdjęcia, gdzie dodatkiem do tych roślinek są bardzo przystojni mężczyźni. Ja przepadłam przy tym koncie, zupełnie, odpalam je za każdym razem, gdy mnie codzienność pognębi i chcę sobie czymś poprawić humor.
Na koniec kilka ogłoszeń drobnych.
Z informacji technicznych (bo może kogoś to interesuje): zdjęcia na Instagram robię albo iPhone’em 7, albo lustrzanką Sony Alfa z podstawowym obiektywem. Wspomagam się w tym często statywem z Huawei, który łączy się z telefonem za pośrednictwem Bluetooth’a i umożliwia robienie zdjęć za pomocą pilota. Muszę też w tym miejscu przyznać, że zakup blendy fotograficznej był jak dotąd jedną z najlepszych inwestycji w to moje nowe hobby. Zdjęcia nadal głównie obrabiam w aplikacji Snapseed, bo cały czas (nieskutecznie) próbuję skumać Lightroom’a.
A tak w ogóle to zapraszam Was na Instagram mojego kota, bo jest puchaty i śliczny. Kot znaczy się, nie jego Instagram. Zaglądnijcie do Marlona: @marlon.thecat
Do napisania!