Spódnice w górę!

11 niezbyt istotnych faktów o mnie

  • Jestem zdeklarowaną feministką, pacyfistką, ateistką i lewakiem. A, zapomniałabym – jestem jeszcze niereformowalnym zwierzolubem. To tak w skrócie, jeśli chodzi o światopoglądową metryczkę.
  • Bezsprzecznie jestem mistrzem w trzech rzeczach: spaniu i pacyfikacji budzików (a więcej o tym możecie przeczytać o tu), jedzeniu oliwek na czas i chodzeniu w japonkach „na osiołka” – czyli że w skarpetkach. I japonkach. Równocześnie.
  • Bezapelacyjnie ponad wszelkie inne aktywności życiowe cenie sobie spanie. Serio, nie wyobrażam sobie nic przyjemniejszego. No może poza noszeniem piżam – i to najchętniej na okrągło w wersji nocnej, podomowej i wyjściowej, bo piżama jest chyba najzacniejszą formą ludzkich osiągnieć cywilizacyjnych – nawet dresik nie jest tak wygodny i czaderski.
  • Pozostając jeszcze na moment przy tematach około sypialnianych, nie mogłabym nie wspomnieć, że przez wszystkie te lata namiętnego romansu z własnym łóżkiem udało się mi wykształcić szereg nocnych rytuałów, bez których zasnąć nie jestem w stanie. Po pierwsze spać z bosymi stopami się nie da. No nie ma szans! Skarpetki muszą być i nie ma, że lato i że upał – muszą być. Kołdra natomiast służy przede wszystkim do tego, aby uwinąć sobie z niej szczelny kokonik, no wiecie – zawinąć sobie kawałek pod nóżki i zrobić śpiworek, pozatykać wszelkie szczeliny wzdłuż odwłoka, szczelnie owinąć nią kark i barki, tak aby na pewno mi tam nie fujało, toż to przecież tragedia by była, a na koniec naciągnąć ją pod samiusieńką brodę i przykryć ucho. Potem jeszcze tylko trzeba uwinąć ciałko własne w kuleczkę i można wyruszać na spotkanie z Morfeuszem ;)
  • Prowadzę swój osobisty prywatny ranking oryginalnych komplementów, którymi zaimponowali mi ich autorzy i którymi zawsze poprawiam sobie humor, ilekroć mam wściekłą chandrę. Miejsce trzecie należy się pewnemu facetowi, który powiedział mi, że jestem „piękną kobietą”. Nie dziewczyną, kobietą –  jak się to słyszy po raz pierwszy, to robi wrażenie, nie powiem – zaczynasz sobie człowieku uświadamiać wtedy, że ta dorosłość twoja to zaczyna powoli stawać się faktem dokonanym. Drugie miejsce bezapelacyjnie należy się mojemu koledze ze studiów, który widząc mnie pewnego razu wypalił na powitanie: „Boże, ty masz nogi jak rakiety!”. I nie, że nie nękane Chodakowską od miesięcy kilku z okładem, tylko jak rakiety. Rakiety! I to jest moje oficjalne stanowisko w tej sprawie. Palma pierwszeństwa natomiast należy się Lubemu, który stwierdził pewnego razu, że teksty na bloga to piszę lepsze od Nishki. Nie żebym się z tym zgadzała – wrodzony i rozpasany do granic możliwość samokrytycyzm mi na to nie pozwala – ale zapunktował chłopak, nie ma co.
  • Jestem Apple pozytywna. I do tego zarażam! Androida nie kumam, a Windowsa nienawidzę – z wzajemnością z resztą.
  • Jeśli kiedykolwiek przyszło by mi się zdeklarować i wskazać JEDEN zespół, który uwielbiam ponad wszystkie inne, byłby nim niewątpliwe QUEEN. Miłością do Queen’u pałam już od zarania swojego istnienia, jest to bowiem również ulubiony zespół Rodzicielki, która już będąc ze mną w ciąży dbała o wykształcenie się u potomka właściwego gustu muzycznego, słuchając w kółko swoich ulubionych piosenek tegoż zespołu – co więcej, kaseta z teledyskami grupy była mi puszczana częściej niż dobranocka, dlatego teraz tak bardzo uwielbiam klip do I Want To Break Free, facetów w damskich fatałaszkach – zwłaszcza rajstopach – i tyłek Rogera Taylora.
  • „Nie cierpię jazzu. Jak tego można właściwie słuchać?! O jaki fajny kawałek! Co to takiego? Ale jak to, że jazz?!” – serio, nie cierpię jazzu. Dopóki ktoś mi go nie puści ;)
  • Ordnung muss sein! Jestem okropnym pedantem. Równiutko, od linijki i po mojemu. A jak nie, to awantura. Takie ze mnie francowate Haus Gestapo.
  • Mentalnie jestem rasowym Angolem – nie wyobrażam sobie życia bez herbaty. Kawa mogłaby nie istnieć, nie przepadam za nią z resztą, a jeśli już muszę sobie doładować akumulatory, to zdecydowanie wolę w tym celu wypić Yerbe. Uwielbiam pić herbatę – earl greya, roibosa, zieloną, ziołową, słodzoną miodem, cukrem trzcinowym, syropem z agawy, stewią, z cytryną, pomarańczą, imbirem, przyprawami, zaparzoną w pięknym kubku, czy filiżance – lubię się w ten sposób codziennie rozpieszczać, bo to cholernie przyjemne, a mnie taka zwydziwiana herbata cieszy. W ogóle jestem zdania, że nawet tak pozornie błahe rzeczy w życiu, jak choćby to picie herbaty właśnie warto celebrować – codzienność jest wtedy przyjemniejsza.
  • Kiedy spytałam Lubego, czy w temacie dzisiejszego wpisu miałby coś do dodania, ten wykrzyknął: „No przecież, że mam! Ty mnie kobieto skrzywdziłaś! Kosmetycznie mnie skrzywdziłaś! Ja przez Ciebie znam cały asortyment wszelkich okolicznych drogerii! Marki, produkty, ich przeznaczenie i lokalizacje w sklepie! Wiem w tej materii więcej, niż nie jedna kobieta!” – także tego, skrzywdziłam chłopaka, nie ma co. Ale to wina You Tube’a jest, serio. Bo ja na YouTuboholizm cierpię…

Do napisania!

Leave A Comment

Your email address will not be published.

This site is using the Seo Wizard plugin created by http://seo.uk.net/